Podokręg

Braterskie duety (kwartety?) w Świętochłowicach, czyli krótko o Piecach kontra Gadach

15/06/2020 23:01

Świętochłowice. Miasto zlokalizowane w samym centrum Górnego Śląska, nieopodal stolicy województwa śląskiego – Katowic. Graniczy z Bytomiem, Chorzowem oraz Rudą Śląska. Dla niektórych kojarzone przede wszystkim z żużlem za sprawą MKS Śląsk Świętochłowice. Nas jednak interesuje – a jakże by inaczej – piłka nożna. To właśnie tę dyscyplinę uprawia się powszechnie w Świętochłowicach.

Na terenie miasta działają dwa Kluby piłkarskie mające ponad 100-letnią tradycję. Oczywiście chodzi o ŚKS Naprzód Lipiny oraz MKS Śląsk Świętochłowice. W ramach cyklu: „Co słychać u naszych Jubilatów?” przybliżmy Państwu te dwa Kluby z różnych perspektyw, zarówno tej historycznej, jak i od przysłowiowej „kuchni” - poprzez rozmowy z działaczami i piłkarzami. A to wszystko w cyklu 5 artykułów – czeka nas więc cały tydzień w Świętochłowicach!


21 lutego 2020r. w Centrum Kultury Śląskiej „Zgoda” odbyła się uroczysta Gala z okazji 100-lecia istnienia dwóch świętochłowickich klubów: MKS Śląsk Świętochłowice i ŚKS Naprzód Lipiny. Z ową ‘zgodą’ jednak między tymi dwoma klubami w przeszłości bywało rożnie. Najczęściej jej nie było. Nie sposób się temu dziwić – największe starcia obu drużyn miały miejsce jeszcze przed wojną. Wtedy też – w okresie dwudziestolecia międzywojennego – kluby wychowały kilku wysokiej klasy zawodników.

 

W cieniu huty Silesia i kopalni Matylda. Lipiny

U stóp tych zakładów, w Lipinach, swoje szlify zdobywał Rochus Nastula – pierwszy pochodzący ze Śląska król strzelców rozgrywek ligowych. Był wychowankiem Silesii, a to właśnie z tego klubu w 1922 roku większość piłkarzy przeszła do Naprzodu – klubu powstałego 3 marca 1920 roku na apel Polskiego Komisariatu Plebiscytowego. Drugim wielkim nazwiskiem Lipin jest Ryszard Piec - etatowy w drugiej połowie lat 30. reprezentant kraju, uczestnik igrzysk olimpijskich w Berlinie oraz polskiego debiutu w finałach mistrzostw świata, czyli sławnego meczu Polska – Brazylia w Strasburgu. Był jeszcze w Lipinach „Piec II” – młodszy o dwa lata Wilhelm (po wojnie – Jerzy), „tylko” rezerwowy w potyczce z „canarinhos”, za to grający w biało-czerwonych barwach i przed, i po wojennym kataklizmie. Obaj bracia do dziś wspominani są „na dzielnicy” jako „Panowie Piłkarze”, choć przecież – trudno w to uwierzyć… – z Naprzodem nigdy nie posmakowali Ligi Państwowej! Dobijali się do niej kilkukrotnie, jednak zawsze napotykali przeszkodę – tu pogromił ich inny klub, tu wynik wypatrzył sędzia… Naprzód do bram ligowej elity pukał jeszcze i po wojnie, jednak i wtedy zobaczyli czerwoną kartkę. Antoni Piechniczek powie po latach, że kres nadziejom lipińskiego środowiska położyło jedno zdanie PZPN-owskiego urzędnika: „Gdzie wy się pchacie, jak wy nawet dworca kolejowego nie macie?”. Tak więc klub z Lipin nigdy nie zagrał w ekstraklasie.

 

Największa świętochłowicka potyczka w historii

Nie zawsze Naprzód przegrywał jednak z drużynami ze stron odległych. Czasem drzwi do elity zamykał sąsiad zza miedzy. „Widownia stadionu w Lipinach nabita do ostatniego miejsca. Stan 1:1 – i rzut karny dla Naprzodu. Publiczność szaleje. Do strzału przygotowuje się Michalski. Rozbieg… strzał… i piłka poszybowała wysoko, daleko, na sąsiadujący z boiskiem cmentarz. Do dziś w Lipinach opowiadają, że Michalski pogrzebał jedną z największych szans awansu” – pisał „Sport” w roku 1960, w „reportażu z czasów zamierzchłych” w Lipinach. Te „czasy zamierzchłe” to rok 1934 i rywalizacja ze Śląskiem Świętochłowice o prawo gry w ekstraklasie. Zaś wspomniany „grabarz lipińskich nadziei” to jeszcze jeden reprezentant kraju, Erwin Michalski – on akurat pochodził z sąsiedniego Chropaczowa, a zaczynał kopać piłkę – jak Nastula… – w Silesii, ale lwią część swej piłkarskiej nici plótł pod szyldem Naprzodu właśnie. Nie zawsze wszakże – jak widać – szczęśliwie…

 

Bracia Gadowie oraz Edward Cebula. Śląsk Świętochłowice.

I tak jak Piecowie stanowili o sile Naprzodu, tak i sąsiad dochował się braterskiego duetu, o którym mówiono… daleko poza granicami kraju. Hubert Gad – reprezentant - to przede wszystkim autor pierwszej w dziejach biało-czerwonych bramki na igrzyskach. W piłkę grali też młodsi bracia: Robert, Reinhold i Józef. Najwięcej talentu miał ponoć Reinhold, który powołany został na obóz konsultacyjny reprezentacji Niemiec. Wyjazdu na konsultacje niestety się nie doczekał, wcielony do Wermachut, zaginął na froncie. „25-letni Hubert God (tak zapisywano jego nazwisko, choć w metryce – jak wykazał Andrzej Gowarzewski – figurowało nazwisko „Gad”) utonął w czasie kąpieli w stawie świętochłowickim koło szybu Oskar w dniu 3 lipca o godz. 5.00 rano. God wybrał się w towarzystwie swych kolegów do położonego w pobliżu boiska stawu, aby się wykąpać i w czasie kąpieli, doznawszy prawdopodobnie udaru serca, utonął. (…) Do ostatnich dni pracował jako ślusarz w hucie Florian” – informowała w pierwszych dniach lipca’39 „Polska Zachodnia”. „Hubert poszedł na zabawę. Bawił się do samego rana. Obtańcowywał co piękniejsze dziewczyny, śpiewał z nimi pieśniczki. Dopiero gdy orkiestra przestała grać, poszedł na Gilerowy staw. Zmęczony i wyczerpany całonocną hulanką, chciał w ożywczej kąpieli znaleźć siły przed oczekującym go dniem pracy. (…) Krótko po godzinie czwartej otchłań wody pochłonęła ciało 25-letniego piłkarza, obezwładnionego tragicznym atakiem serca” – w literackiej formie dramatyczne chwile w swych pamiętnikach odnotował Edward (choć wówczas jeszcze Ewald…) Cebula. Gdyby Hubert Gad przeżył, obaj panowie zostaliby szwagrami – wkrótce jego siostra poślubiła Cebulę!

Edward Cebula swoje triumfy święcił w ekstraklasie, reprezentacji kraju, zarówno przed, jak i po wojnie (podobnie zresztą jak Herbert – później Zygmunt – Kulawik), ma też sukcesy w pracy trenerskiej, a na niwie literackiej – wspomniane pamiętniki („Z piłką przez świat”). To w nich – poza zacytowanym wyżej obrazem ostatnich chwil Huberta Gada – zanotował wiele obyczajowych obrazków z futbolowej rzeczywistości międzywojennych Świętochłowic. „Cóż to była za golonka! Kęsy tłuste, apetycznie łechtające podniebienie, a olbrzymie, że nie mogły się pomieścić na talerzu. Rubaszny jak zwykle papa Fliegel krążył rozpromieniony, z nieodłączną na głowie szlafmycą, i rozdzielał wspaniałe porcje. (…) Dla piłkarzy Śląska było wszystko w gościnnym zajeździe Fliegla” – pisał, wspominając jednego klubowych dobroczyńców. Ale po przegranych meczach bywało… gorzko. „Dla mamlasów nie mamy golonków. Kiej nie potraficie grać, to i jeść nie będziecie” – taką kartkę na drzwiach zamkniętej gospody zastali świętochłowiczanie, gdy z Poznania przywieźli haniebne 0:6 z Wartą!

 

 

Wykorzystano artykuł Kazimierza Rutkowskiego Piece kontra Gady, czyli Naprzód na Śląsk. Dziennik Sport. Dostęp: https://sportdziennik.com/piece-kontra-gady-czyli-naprzod-na-slask/